ArturSchŁ pisze:A-cha, awaria selenu = zapach (smród) selera.
Smród, kurcze, i to jaki. Związki selenu waniajet' bardziej niż analogiczne związki siarki znane wszystkim "zapacholeptycznie" ;-) (a ci, którzy myślą że ich nie znają, też znają, tylko o tym nie wiedzą ;->).
W swoich zasilaczach prostownika selenowego nie ruszałem (nota bene "nowoczesny" mostek na diodach krzemowych ma *większy* spadek napięcia niż prostownik selenowy, więc póki nie montujemy mostka na diodach schottky to skórka za wyprawkę), ale kondensatory to IMHO już dobry pomysł (równiejsza praca silniczków). Jednakże sugerowałbym ograniczenie się do 1500-2000uF zamiast proponowanego w w/w artykule 7000uF, bo za duża pojemność będzie generowała bardziej widowiskowe efekty przy zwarciu, przypalając przy okazji blaszki odbierające prąd z kół, czy co tam innego delikatnego prąd na drodze napotka.
Trzeba pamiętać, iż wadą dodania kondensatorów jest wyższe użyteczne napięcie minimalne niż bez nich (co jest szczególnie widoczne przy mało obciążonym zasilaczu). Jeśli jeździmy lokomotywami, które na niemodyfikowanym zasilaczu ruszają od pierwszej kreski, to można dorobić do zasilacza przełącznik pozwalający na pracę bez podłączonych kondensatorów (albo podłączający do obwodu mały rezystor (circa kilku-kilkunastu omów) o mocy 2-5W - wtedy będą i wyrównane tętnienia i dostępna bardzo niska prędkość :-)).
A, jeszcze jedno: ponieważ nie ograniczałem napięcia jakie daje Fz1 w obwodzie prądu stałego (częściej używam zasilacza do innych celów niż zasilanie lokomotyw), dałem kondensatory na napięcie 35V, bo U maks zasilacza to około 17V (tętniące, wartość skuteczna) co daje szczytowe circa 24V (=takie będzie na kondensatorach przy nieobciążonym zasilaczu), a do tego trzeba pamiętać, że elektrolity się starzeją i jeśli nie mamy ich zamiaru wymieniać zbyt szybko, to trzeba dać im zapas.